Teściowa, czyli ciężka próba cierpliwości część 2

Dwa dni później podekscytowana i uśmiechnięta od ucha do ucha mama mojego męża wróciła z obchodu „po gospodarstwie”, jak mówiła o naszej małej działce. Na początku tego nie zauważyliśmy, ale kiedy zaczęła podśpiewywać pod nosem, to wreszcie zapytaliśmy, co się stało. Nucąca teściowa to była dla nas nowość. No i okazało się, że podczas obchodu dostrzegła, że w naszej wiosce działa niewidzialna ręka! Zdębieliśmy zupełnie, a ona ze spokojem wyjaśniła, że w jej czasach harcerze robili ludziom małe uprzejmości i np. sprzątali starszym ludziom domy, albo naprawiali dach i nie przyznawali się, że to oni, bo działali pod kryptonimem niewidzialnej ręki. Zaczęłam się śmiać, nie wiedząc, co to znów jej przyszło do głowy, ale teściowa z pełną powagą zaprowadziła nas do warzywniaka i tryumfalnie wskazała palcem grządki marchewki.

– Ha! A nie mówiłam?

– Ale gdzie ta ręka mamo? – spytałam.

Teściowa zgromiła mnie wzrokiem, jakbym co najmniej cierpiała na jakąś ślepotę, a potem wyjaśniła, że w nocy ktoś poprzerywał marchew i pietruszkę. Widocznie zauważył, że są zaniedbane więc doprowadził je do porządku. Przełknęłam tę szpilkę, którą pewnie mimochodem mi wcisnęła i odpowiedziałam, że to ja rano wszystko przerwałam, kiedy jeszcze spała. Fuknęła coś pod nosem, stwierdzając, że to niemożliwe i żebym nie przypisywała sobie zasług harcerzy z niewidzialnej ręki.

Praktycznie przez cały miesiąc, codziennie (przysięgam!) moja teściowa miała jakieś halucynacje. Raz widziała wilki, które przeskakiwały przez płot, innym razem orła, który chciał porwać naszego kota, to znowu wydawało jej się, że sąsiad ma kamerę na domu skierowaną prosto na jej pokój i że ją podgląda, kiedy się przebiera. Schorowana osiemdziesięciolatka – obiekt pożądania trzydziestoletniego sąsiada, wyobrażacie to sobie? Co myśmy się musieli natłumaczyć, kiedy w tajemnicy przed nami poszła go za to zwyzywać, to nawet nie wiecie.

Jakoś w połowie miesiąca, tuż przed północą, kiedy jeszcze oglądaliśmy z Januszem film w telewizji, jego mama znów wparowała do naszej sypialni.

– Za płotem od strony lasu ktoś stoi! – Oznajmiła od wejścia – Januszku weź broń i chodź szybko!

Ja tylko westchnęłam, ale Janusz nie miał się jak wykręcić, bo mamusi się przecież nie odmawia, więc poszedł. Jeszcze w przedpokoju słyszałam, jak tłumaczy mu, że widać wyraźnie oczy za płotem i że to jest niebezpieczne i trzeba chyba dzwonić po policję. Od razu pomyślałam, że mieliśmy jednak głowę, zabierając jej na czas pobytu u nas telefon komórkowy. Męża nie było kilkanaście minut, a kiedy wreszcie wrócił i odprowadził mamę do jej pokoju, wszedł do sypialni i zrezygnowany pokręcił głową.

– I jak? Ktoś nas napadł i czai się za płotem? – spytałam, ironizując.

– Mhm. Te lśniące oczy, to były dwie śruby na palu od płotu. Światło księżyca tak padło, że błyszczały…

Zachichotałam pod nosem, myśląc, że teściowa chyba jednak za dużo horrorów ogląda, bo te jej wizje były coraz ciekawsze.

Odcinek nr 1

Odcinek nr 3

(Visited 108 times, 1 visits today)