Wizyta wujka z Ameryki. Opowieść z życia wzięta cz.2

Przytaknęłam i opowiedziałam mu, jak się tutaj wprowadziłam i co się od tego czasu wydarzyło. Kiedy wspomniałam o pożarze sąsiedniego domu, kilku tygodniach z sąsiadami pod dachem (chciałam pomóc, więc mieszkali u mnie), walce z ogrodowymi szkodnikami czy wichurach, jakie tu się czasami zdarzają, to momentami łapał się za głowę. Miałam takie wrażenie, jakby przez chwilę zazdrościł mi „przygód”, chociaż dla mnie to wcale nie było nic wartego pozazdroszczenia. On w wielkim świecie, z wielkimi pieniędzmi, ja na małej, nudnej wsi, z życiem od pierwszego do pierwszego. W zasadzie to ja zazdrościłam jemu. Tej nocy długo nie mogłam zasnąć i myślałam o tym, co mi się w życiu udało, a co nie. To było takie dziwne, jakbym nagle zaczęła żałować, że sama nie zdecydowałam się nigdy wyjechać za granicę. Może żyłoby mi się lepiej i na więcej byłoby mnie stać?

Rano obudził mnie zapach kawy. Otworzyłam jedno oko i usłyszałam, jak wujek Albert krząta się po kuchni. Mruczał coś pod nosem, wyraźnie z siebie zadowolony. Wstałam z łóżka, narzuciłam na siebie cienki szlafrok i pomknęłam do łazienki.

– Kawy? – zapytał.

– Mhm – mruknęłam w odpowiedzi, bo nie lubiłam rozmawiać zanim nie umyję zębów.

Dziesięć minut później siedziałam nad kubkiem świeżo zaparzonej kawy i dziwiłam się, że wujek jest już w spodniach i ładnej koszuli, zupełnie jakby wybierał się do kościoła. Poruszał się w tym wszystkim tak lekko, jakby nosił się w ten sposób na co dzień. Elegancko, wręcz dystyngowanie. W ogóle nie było po nim widać pięćdziesięciu ośmiu lat i to naprawdę robiło wrażenie.

Nagle, ni stąd ni zowąd wujek podskoczył i krzyknął, jakby się czegoś przestraszył.

– O Jezu – jęknął. – Co to? – Wskazał palcem na podłogę.

Spojrzałam w tym kierunku i zobaczyłam na kuchennych kaflach długiego, czarnego ślimaka.

– Ślimak – Wzruszyłam ramionami i piłam dalej kawę.

– Jak to ślimak? – Pochylił się i zaczął go oglądać.

– A od jakiegoś czasu włażą do mieszkania, nie wiem skąd – przyznałam. – Zaraz go podniosę i wyrzucę przez okno.

– Obrzydliwy! Masz nieszczelny dom? Jak tu wchodzą?

– Nie wiem. Od paru miesięcy pojawiają się tak co kilka dni – mruknęłam i żeby uciąć temat, wstałam od stołu, podniosłam obślizgłego ślimaka i poszłam z nim do okna. Trzy sekundy i leżał na trawniku, udając się w swoją stronę. – Załatwione. – Uśmiechnęłam się do wujka.

– Hmm. Kasiu to nie jest normalne, że po domu chodzą ślimaki. – zamyślił się.

– No przecież nie napiszę na drzwiach „zakaz wejścia dla ślimaków”. Wchodzą, wyrzucam je i już.

Wujek dopił swoją kawę, a później zaczął się rozglądać po kuchni.

– Masz tu piwnicę?

(Visited 1 times, 1 visits today)