Górski domek, czyli jak nas oszukali

górski domek

– Daleko jeszcze? – spytałam męża i jednocześnie zerknęłam na nawigację, która pokazywała, że jesteśmy już prawie u celu.

– Tu gdzieś w prawo musimy skręcić – odparł. – Słaba widoczność, wypatruj.

Zmrużyłam oczy i starałam się zobaczyć zakręt. Śniegu było już sporo, a że podróż nam się przedłużyła, to ciemności złapały nas już godzinę temu. W okolicy dolnośląskiej Czarnej Góry też byliśmy pierwszy raz w życiu, więc trzeba się było skupić. Spojrzałam na tylne siedzenie, ciesząc się, że nasza dziesięcioletnia córka grzecznie śpi. Jak dojedziemy, to się ucieszy.

Wyjazd w góry – wymarzone wolne

To był nasz pierwszy zimowy wyjazd od dawna, ale akurat w internecie trafiła się tak promocyjna cena pięciodniowego pobytu, że nie mogliśmy się oprzeć. Z pieniędzmi było krucho, to prawda, ale dziś nikt lekko nie ma. Za to właściciel małego domku w tych górach chciał jedyne czterysta złotych za pięć dni z wyżywieniem! To była prawdziwa okazja. Na ostatnią chwilę ktoś mu zrezygnował z rezerwacji, więc wolał taniej go zająć niż całkowicie stracić. Mieliśmy szczęście, że trafiliśmy na ten moment.

– O, jest! – Mąż kiwnął głową, wskazując zakręt.

Ja musiałam wytężyć wzrok, bo ledwo go było widać. Wjechaliśmy w leśną, ale ładnie odśnieżoną drogę i bardzo powoli posuwaliśmy się do przodu.

– Może jednak zatrzymamy się, żeby założyć łańcuchy?

– Nie, nie, spokojnie kochanie. – odparł mąż – Droga jest dobrze odśnieżona, a to znów tyle by potrwało, że nie ma co.

– Jak on to tłumaczył przez telefon?

– Kilometr mamy jechać tą drogą, potem w prawo i domek będzie na małym wzniesieniu.

Mój Andrzej miał świetną pamięć do detali. Odprężyłam się, ciesząc się, że już prawie jesteśmy na miejscu i właśnie wtedy, prosto na przednią szybę naszego samochodu spadła kopa śniegu. Mąż gwałtowanie zahamował i zatrzymał auto. Wystraszyłam się trochę, ale on wydawał się spokojny. Włączył wycieraczki i próbował ten śnieg zrzucić. Niestety warstwa musiała być gruba, bo wycieraczki zatrzymały się w połowie i tak już zostały.

Problemy w podróży – śnieg i zima

– No to mamy pierwsze zimowe atrakcje – zażartował. – Ubieramy czapki i idziemy to zgarnąć. – Zarządził.

– A jak kolejny śnieg spadnie z drzew? – Zaniepokoiłam się.

– To będziemy wyglądać jak dwa bałwany.

Parsknęłam, bo w zasadzie miał rację. Śnieg to śnieg, a nie beton. Wysiedliśmy z samochodu i zaczęliśmy rękawicami odgarniać zwały białego puchu leżącego na masce i przedniej szybie. Z jednej strony las, z drugiej las, śniegowe zaspy po bokach, widok był naprawdę piękny. Uporaliśmy się szybko, a potem wróciliśmy do auta. Andrzej włączył silnik, ruszył i…opony zaczęły boksować.

– O choroba – jęknął. – Jeszcze raz.

Koła samochodu przesuwały się w przód i w tył i za nic nie chciały wykopać się ze śniegu. Próbowaliśmy kilka razy, ale bezowocnie.

– No to chyba jednak łańcuchy – powiedział, marszcząc czoło. – Zostań w aucie, ja założę.

– Może latarką ci chociaż poświecę? Tak ciemno jest, że nic nie widać.

– Faktycznie, masz rację – przyznał. – No to chodźmy.

Kamila ciągle spała, więc zabraliśmy się żwawo do pracy. Dobre pół godziny zajęło nam założenie łańcuchów, bo ja w ogóle się na tym nie znałam, więc mogłam tylko świecić latarką. Wreszcie, mąż spocony i zmęczony, a ja już porządnie przemarznięta, wróciliśmy do auta. Tym razem poszło gładko i zaczęliśmy wjeżdżać pod górkę.

Samochód uratowany – ruszamy dalej

– Uff – westchnęłam – Już miałam obawy, że będziemy musieli iść piechotą.

– Na szczęście nie. O, zobacz! – Wskazał ruchem głowy. – Jest ten zakręt w prawo.

Dojechaliśmy do niego po chwili, skręciliśmy i w tym momencie silnik zarzęził i zgasł.

– A to co do diabła? – Andrzej uruchomił ponownie, ale efekt był ten sam.

– Nie mów mi, że padł? – rzuciłam.

– Oby nie…

Kolejne próby nie dały efektu. Staliśmy na górce, a samochód ani myślał ruszyć.

– Co robimy? – spytałam.

– Stąd jest już niedaleko, może chodźmy pieszo, zostaniesz z Kamilą w domku, a ja tu wrócę z właścicielem i coś pokombinujemy? – zaproponował.

– Chyba nie mamy wyjścia. – odparłam i odwróciłam się do tyłu. – Kamilka wstawaj, jesteśmy na miejscu.

Córka nieprzytomna przetarła oczy i zaczęła ubierać kurtkę. Tymczasem ja z mężem wzięłam kilka rzeczy z bagażnika i czekaliśmy na nią przed autem.

– Ile śniegu! Wow! – Zachwyciło się nasze dziecko. – Cudownie!

– No to spacerek do góry i zaraz będziemy w ciepełku.

Ruszyliśmy ochoczo, starając się nie pokazywać małej, że martwimy się o samochód. Nie było potrzeby, żeby i ją denerwować. Biegła przed nami i co chwilę wołała coś o zimowej przygodzie, śniegu i super zabawie.

Górski domek – wreszcie u celu

– Widzę nasz domek! – krzyknęła, gdy była już na wzniesieniu, do którego my jeszcze nie doszliśmy.

I rzeczywiście za chwilę i naszym oczom ukazał się piękny, górski domek jak na zdjęciach. Był do niego jeszcze spory kawałek i chociaż mróz szczypał nas w policzki, to byliśmy podekscytowani.

– Dobrze, że tak blisko od celu ten samochód – rzucił Andrzej. – Jakby tak padł pięć kilometrów wcześniej, to dopiero byłaby przygoda.

– Nawet tak nie mów.

Złapałam go za rękę i za niecałe dziesięć minut staliśmy już pod drzwiami domku. A zimno było, że hej! Zapukaliśmy energicznie, czekając aż ktoś otworzy. Trochę to trwało, ale drzwi się wreszcie uchyliły, a my zobaczyliśmy w nich starowinkę w chustce na głowie. Pani miała chyba z dziewięćdziesiąt lat, taka drobniutka, krucha.

– Dobry wieczór! – odezwałam się. – My z Poznania, na pięć dni. Kwiatkowscy. – Przedstawiłam nas.

– Kto?

– Kwiatkowscy, wynajęliśmy ten domek u pani męża… albo syna? – dodałam dla wyjaśnienia.

– Pani kochana, ja tu sama mieszkam od czterdziestu lat.

– A to jest Domek Górska Sielanka? – spytałam dla pewności. – Dobrze trafiliśmy?

– Acha…. – Starsza pani pokręciła głową, jakby coś zrozumiała. – Następnych oszukali.

– Słucham? – zaniepokoiłam się.

– Tu co parę tygodni ktoś przychodzi pytać, czy to Górska Sielanka proszę państwa. W internecie to jakieś oszustwo zrobili, ja na policję nawet zgłosiłam. – odparła, a mi zmiękły nogi. – Ja niczego nie wynajmuję, za stara jestem, siły nie mam.

Oszuści z internetu

Męża zatkało, a starsza pani odwróciła się i sięgnęła po coś, a potem podała mi karteczkę.

– Posterunkowy zostawił mi wizytówkę, żeby do niego dzwonić jak znów kogoś oszukają. – dodała. – Proszę, niech państwo dzwonią, on wszystko wyjaśni.

– Mamusiu co się dzieje? – Kamila złapała mnie za rękaw. – Zimno mi.

– Nic, nic kochanie – Pogłaskałam ją po czapce. – Zaraz wszystko się wyjaśni.

Starsza pani od razu spojrzała na moje dziecko, a potem przeniosła wzrok na nas.

– Jest prawie dziewiąta – powiedziała. – Niech państwo wejdą do środka, ja zrobię herbaty, córka się rozgrzeje, a wy w tym czasie zadzwonicie na posterunek. – zaproponowała.

– Bardzo pani dziękujemy – odwróciłam się do niej. – Samochód nam się jeszcze zepsuł do tego wszystkiego. – westchnęłam.

Kobieta kiwnęła współczująco głową i wpuściła nas do środka.

– Ocknij się Andrzej – szepnęłam do męża, podając mu karteczkę z telefonem. – Dzwoń na tą policję i coś wymyśl.

Andrzej potrząsnął głową, przeprosił, że go tak zamurowało i kiedy my ściągałyśmy z córką buty, on już wybierał połączenie.

– Proszę, proszę – Kobieta w chustce wskazała nam drogę. – Tu jest kuchnia, niech państwo sobie spoczną.

W domku było ciepło i przyjemnie, więc mimo beznadziejnej sytuacji, w jakiejś się teraz znajdowaliśmy, chociaż to mnie ucieszyło. Kamila zdjęła kurtkę i usiadłyśmy przy stole, a właścicielka mieszkania zniknęła w widocznej stąd kuchni.

– Herbata zaraz będzie – rzuciła nieco donośniej.

Jak na osobę w tym wieku była zadziwiająco sprawna.

– Na razie zajęte – Andrzej wszedł do kuchni i usiadł przy stole. – Już szukam numeru do tego faceta, który domek nam wynajął. – dodał.

Patrzyłam, jak przykłada smartfona do ucha i marszczy czoło.

– Abonent czasowo niedostępny – powiedział.

– Ale nas załatwił cholera jasna – przeklęłam kilkukrotnie. – No w głowie mi się nie mieści.

– Wejdę do sieci i sprawdzę przez internet, czy w okolicy jest jakiś mechanik.

– Dobry pomysł… jeszcze niesprawnego auta nam do tego wszystkiego brakowało.

Andrzej szukał i po chwili znów zaczął dzwonić, Kamila rozglądała się po kuchni, a ja czułam, że zaraz się tam popłaczę. Czterysta złotych za pięć dni z wyżywieniem. Kur… mogłam się domyślić, że to śmierdzi na odległość.

Coś dobrego w ciągu złego

Starsza pani weszła do kuchni niosą dwie herbaty. Jedną, w kolorowym kubku postawiła przed Kamilą, drugą podała mnie.

– Bardzo pani dziękuję – powiedziałam do niej ciepło i objęłam kubek dłońmi. – Bardzo.

– Jeszcze dla pana zaraz doniosę. – Uśmiechnęła się. – Może są państwo głodni? Mam grochówkę w lodówce, mogę podgrzać.

– Ooo! Zupa grochowa! – odezwała się Kamila. – Ja chcę, uwielbiam, mogę mamo? Mogę?

– Nie chcemy nadużywać pani gościnności – powiedziałam z bólem.

– Ale nic nie szkodzi, ja się chętnie podzielę. – odparła kobieta z uśmiechem. – Pomożesz mi dziecko z talerzami? – spojrzała na Kamilę.

– Tak!

Moja córka zszokowała mnie trochę, kiedy wstała i ochoczo poszła za obcą kobietą do kuchni. Odchyliłam się na krześle i zauważyłam, jak z dolnych szafek wyjmuje wskazywane przez staruszkę miseczki.

– Jakie śliczne! W renifery! – zachwycało się moje dziecko, a starsza pani w tym czasie wstawiała na gaz wielki garnek z zupą.

Andrzej dodzwonił się wreszcie na posterunek, więc przysunęłam się bliżej i słuchałam. Okazało się, że to, co mówiła kobieta, było prawdą. Od kilku miesięcy policja poszukiwała cwaniaka, który udawał, że domek jest jego, wynajmował go turystom, a potem znikał. Za każdym razem tworzył inną stronę internetową, wymyślał podobną historię, oszukiwał ludzi i uciekał z pieniędzmi. Załamałam się. No to mieliśmy przechlapane. Policjant był chociaż tak miły, że podpowiedział mężowi lokalnego mechanika i podał mu jego numer. Zalecił też złożenie zeznań na posterunku i na przyszłość rezerwowanie wyjazdów tylko z pewnych źródeł i po sprawdzeniu tego, czy oferta jest prawdziwa.

Oparłam łokcie na stole i schowałam twarz w dłoniach.

– To się nie dzieje… – westchnęłam, a Andrzej bezradnie rozłożył ręce.

Widziałam, że jest wściekły, ale i mocno zdezorientowany.

Kamila weszła do pokoju i rozłożyła na stole łyżki.

– Mamuś czujesz jak super pachnie? Prawdziwa grochówka! – Ekscytowała się.

– Cudownie… – próbowałam się uśmiechnąć.

Za moment starsza pani przyniosła na stół parujące od gorąca miseczki i usiadła razem z nami. Jedliśmy w ciszy, tylko Kamila mlaskała radośnie, ciesząc się udanym wieczorem.

– Pyszne! – powiedziała. – Najlepsza, jaką jadłam.

– Cieszę się, że smakuje – odparła kobieta, uśmiechając się do mojej zadziwiająco miłej córki, a później spojrzała na mnie. – Niech się pani nie martwi, wszystko będzie dobrze. – powiedziała pocieszająco. – Jeśli państwo chcą, mam wolny pokój na górze, mogą państwo się przespać jedną noc, a jutro na spokojnie wrócić do domu.

Zostajemy na noc!

– Naprawdę? – Andrzej podniósł twarz znad miseczki. – To byłoby bardzo miłe, dziękujemy… – dodał.

– Pewnie mechanik dopiero jutro przyjedzie do samochodu, więc nie musieliby państwo iść w las w tę noc. Ja chętnie udzielę schronienia. – powiedziała. – W końcu trzeba sobie pomagać, prawda?

I wtedy się popłakałam. Tak mnie to wzruszyło, że łzy same popłynęły z oczu. Andrzej objął mnie ramieniem i podziękował kobiecie tak, że sama bym w ten sposób nie potrafiła. Zjedliśmy, a kiedy się trochę uspokoiłam, starsza pani zaprowadziła nas do pokoju. Wielkie łóżko, ciepła pościel, czyściutko. Rozczuliłam się.

Następnego dnia rano mechanik szybko uporał się z naprawieniem naszego samochodu, a ja razem z Kamilą zjadłam śniadanie w górskim domku. Serdeczność jego właścicielki ujmowała mnie na każdym kroku. Koło południa wyruszyliśmy w drogę powrotną do domu, dziękując uprzednio miłej kobiecie za całą pomoc, jaką od niej otrzymaliśmy.

Oszusta do dzisiaj nie złapano, a nasze pieniądze przepadły. Z tej całej przykrej przygody wynieśliśmy jednak ważną lekcję, już poza samym faktem większej ostrożności, jaką musimy mieć, rezerwując cokolwiek w internecie. Mianowicie chodzi o to, że chociaż świat pełen jest ludzi o złych intencjach, ale tuż obok nich są również ludzie dobrzy. Zupełnie bezinteresowni, kochani i niosący innym pomoc. Mam nadzieję, że moja córka, Kamila, też wyrośnie na taką dobrą osobę. Bardzo bym sobie tego życzyła.

(Visited 6 times, 1 visits today)